Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich

(słowo wygłoszone w czasie mszy św. odprawionej przez J. E. ks. kard. Stanisława Dziwisza)


Umiłowani bracia i siostry,

Wszyscy uczestnicy i uczestniczki dorocznej pielgrzymki na miejsce kaźni św. Maksymiliana Marii Kolbego w 65. rocznicę jego śmierci i w dniu jego święta liturgicznego w wigilię Wniebowzięcia NMP. Razem ze wszystkimi kapłanami, ze współbraćmi zakonnymi Świętego, z drogim bratem w biskupstwie, bp. Błażejem, prowincjałem franciszkańskim, witam serdecznie i pozdrawiam całe zgromadzenie eucharystyczne pod ścianą śmierci, w sąsiedztwie celi śmierci św. Maksymiliana, w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Pozdrawiam najserdeczniej więźniów, kobiety i mężczyzn, którzy przeżyli tę gehennę i są razem z nami. Dziękuję Bogu, że jesteście dziś, 14 sierpnia Roku Pańskiego 2006 razem z nami i na początku XXI wieku jesteście żywymi świadkami zbrodni, jakiej dokonał tu rękami hitlerowców szatan. Jesteście równocześnie świadkami heroizmu, ofiary, miłości i świętości, która jako dar żywego Boga w człowieku kształtuje oblicze nowej ziemi i nowego nieba. (...)

Razem z wami wszystkimi, drogimi siostrami zakonnymi i wszystkimi osobami konsekrowanymi witam serdecznie i pozdrawiam ks. kardynała Stanisława, Metropolitę Krakowskiego, który pierwszego roku po swoim powrocie z apostolskich podróży po całej ziemi z Janem Pawłem, wzdłuż i wszerz, i w głąb Kościoła, zechciał dziś, bogaty tym wielkim doświadczeniem i służbą, przewodniczyć tej uroczystości.

Byłeś drogi Księże Kardynale Stanisławie na oświęcimskich i niepokalańskich drogach Sługi Bożego Jana Pawła II, który z głębi swej wiary, śladem św. Apostołów Piotra i Pawła, śladem św. Wojciecha i Stanisława, św. Maksymiliana i Edyty Stein, gotowy był do męczeństwa w każdej chwili.

Byłeś razem z nim w Ludźmierzu, 33 lata temu, tego samego dnia, co dzisiaj, gdy po beatyfikacji Maksymiliana przez Pawła VI w 1971 roku, ówczesne władze polskie postanowiły zgasić kult naszego Świętego i zamknęły drogę wiernym do obozu w Auschwitz. Wtedy u stóp Królowej Podhala mówił Karol Wielki: "My tam będziemy w dniu 14 sierpnia chodzić na kolanach, choćby zakładano wszystkie kłódki na miejscu, na którym narodził się dla nieba nasz Święty Rodak, bo wczoraj tam założono kłódkę, żeby tam Polacy i chrześcijanie nie mogli wejść i nie mogli sprawować Najświętszej Ofiary, tak jak to jest tradycją całych pokoleń. Od pierwszych wieków chrześcijaństwa zawsze chodzili chrześcijanie w czasach prześladowań na groby męczenników i tam się modlili. Dla nas takim miejscem jest Oświęcim, obóz koncentracyjny, cela błogosławionego Maksymiliana".

28 maja br., spadkobierca liczącego dwa tysiące lat dziedzictwa Kościoła św. Piotra i dziedzictwa Jana Pawła II - Benedykt XVI, nawiązując do pamiętnej pielgrzymki Jana Pawła II na tę Golgotę XX wieku powiedział: Jan Paweł II był tu jako syn polskiego narodu, ja przychodzę tutaj jako syn narodu niemieckiego i dlatego muszę i mogę powtórzyć za moim poprzednikiem: Nie mogłem tutaj nie przybyć. Przybyć tu musiałem. Był to i jest obowiązek wobec prawdy, wobec tych, którzy tutaj cierpieli, obowiązek wobec Boga. Jestem tu jako następca Jana Pawła II, jako syn narodu niemieckiego. W tym sformułowaniu zawiera się nie tylko treść, która jest wyrazem doświadczeń Jana Pawła II i jego pokolenia oraz naszych doświadczeń, które pragniemy przekazywać z pokolenia na pokolenie, ale także odzwierciedla ono składnię i słownictwo, które to doświadczenie wyrażało. (...)

Nie mając zbyt wiele, każdy ma coś, czym może się podzielić. Na szczęście odeszły w mrok przeszłości czasy, w których trzeba było dokonywać wyborów ostatecznych, wyborów między życiem i śmiercią. Ale wciąż żyjemy w czasie, w którym musimy wybierać między dobrem a złem, między uczciwością a draństwem, między prawdą i kłamstwem. Te wybory, próba sprostania im, są naszą drogą do świętości, drogą na miarę czasów, w których wypadło nam żyć.

Jesteśmy tu na prochach bólu wielkiego tłumu, którego nikt policzyć nie mógł, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, którzy przeszli przez ten wielki ucisk i opłukali swe szaty, i we krwi Baranka je wybielili i wołają: Zbawienie u Boga naszego zasiadającego na tronie i u Baranka, który nas prowadzi do źródeł wód żywych i ociera każdą łzę z oczu człowieka (por. Ap 7,14-17).

Sługa Boży Jan Paweł II w encyklice "Redemptoris missio" o stałej aktualności posłania misyjnego Kościoła pisze: Człowiek współczesny bardziej wierzy świadkom, aniżeli nauczycielom, bardziej doświadczeniu aniżeli doktrynie, bardziej życiu i faktom aniżeli teorii. Świadectwo życia chrześcijańskiego jest pierwszą, niezastąpioną formą misji. Chrystus, którego misję przedłużamy w czasie, jest Świadkiem w pełnym tego stówa znaczeniu (por. Ap 1,5; 3,14) i wzorem chrześcijańskiego świadectwa. Duch Święty towarzyszy drodze Kościoła i włącza go w świadectwo,które On sam daje Chrystusowi (RM 42).

Dzisiejsza uroczystość, 14 sierpnia 2006 r., spotkanie się na Eucharystii to nie tylko wspomnienie i przypomnienie przeszłości, ale dziękczynienie składane Bogu za największego świadka, jakiego dał naszym pokoleniom - za świętego Maksymiliana. Razem ze świętą Teresą Benedykta od Krzyża - Edytą Stein, Żydówką i karmelitanką i z tyloma świadkami, mężczyznami i kobietami, znanymi i anonimowymi, okazali jak wielki jest chrzest, przez który zostaliśmy oczyszczeni, jak potężny jest Duch, przez którego zostaliśmy odrodzeni i jak cenna jest Krew, przez którą zostaliśmy odkupieni (z kolekty). (...)

Składając to dziękczynienie pragniemy raz jeszcze przyjąć tych świadków i ich świadectwo, przybliżyć się przez nich do Chrystusa i Jego Matki, aby Jego misję przedłużać skutecznie na przełomie wieków i tysiącleci w okresie, w którym wypadło nam żyć.

Z okazji setnej rocznicy urodzin św. Maksymiliana powiedziałem tu w Oświęcimiu: Z katolickiej rodziny wychodzi dojrzały chrześcijanin, który osiąga swoją pełnię dla Kościoła i świata w rodzinie św. Franciszka, i staje się dla naszych czasów apostołem radykalizmu Ewangelii. Wczasach straszliwego kryzysu człowieczeństwa i wartości ludzkich skierował on Kościół do wieczernika jerozolimskiego. Ukazał współczesnym pokoleniom moc miłości, której źródłem jest Krzyż. (...)

Otóż z tego bólu, w który wstąpił ukrzyżowany Chrystus, z bólu, w którym mają uczestnictwo Jego wierni, z tego bólu i śmierci, która została zadana św. Maksymilianowi, a którą równocześnie on przyjął tak jak Chrystus przyjął swój krzyż, który w momencie kaźni był dla niego uwielbieniem, rodzi się najwyższa i twórcza miłość. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13).

Te słowa dzisiaj Kościół odnosi do św. Maksymiliana, ale odnosi je także do nas, do wszystkich ludzi wierzących, naśladowców Chrystusa, w jakikolwiek warunkach się znajdują lub się znajdą.

Czy my jesteśmy jeszcze w stanie u początku XXI wieku przyjąć dziś takiego Chrystusa i cały Jego program miłości, na której zbudowany jest paradoks śmierci? Czy jesteśmy w stanie w pełni przyjąć świadectwo Maksymiliana, Edyty Stein, Michała Kozala z towarzyszami i wszystkich kanonizowanych i nie wpisanych jeszcze do katalogu świętych i błogosławionych Kościoła? Czy jesteśmy w stanie naprawdę podjąć dziedzictwo, a nie tylko skandować nigdy więcej..."? Czy potrafimy, my, współczesne pokolenie, udźwignąć Chrystusowy krzyż? Czy tego chcemy? Czy chcemy go przekazać takim, jakim jest, następnym pokoleniom, które odziedziczą to wspaniałe i bolesne zarazem, chwalebne, radosne i pełne światła dziedzictwo? (...)

Do nas, żyjących teraz, należy budowanie współczesnego świata, opartego na Dekalogu, na przykazaniu miłości Boga i bliźniego, budowanie świata, który przez nasze zaangażowanie byłby i stawał się owocem paschalnej tajemnicy Chrystusa. A więc nie chowanie głowy w piasek, nie ucieczka w schematy, nie kompleksy niższości, ale szczery dialog ze wszystkimi, prorocze otwarcie, wzajemne poznanie tradycji i doświadczeń odrębnych, a także tego, co wspólne i tego, co jeszcze dzieli na drodze do jedności i pokoju.

Prosimy was, oświęcimscy męczennicy okrucieństwa, którego tu doznaliście, orędujcie za nami wszystkimi, abyśmy potrafili otworzyć nasze myśli i serca i patrzeć z wiarą tam, gdzie gromadzą się wciąż jeszcze półcienie, a nawet ciemności.

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15,15).

Wszystko, Panie, cały sekret i tajemnica, wszystkie tajemnice sprowadzają się do tej jednej: Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem (J 13,34; J 15,12). Wszystko sprowadza się do tego jednego i z tego wyrasta cały kształt naszego życia ludzkiego, osobowego, rodzinnego, społecznego i międzynarodowego.

Gdyby to człowiek zrozumiał, nie byłoby ani Oświęcimia, ani Majdanka, ani Dachau, nie byłoby gułagów ani Katynia, ani wzajemnej masakry Tutsi i Hutu, Kosowa, czy innych zapalnych ognisk nienawiści. Nie byłoby tylu innych ludzkich i międzynarodowych katastrof. Dzisiaj modlimy się szczególnie o pokój w Ziemi Świętej i w całym tym regionie, a także w Iraku, i wszędzie, gdzie giną niewinni ludzie.

Twoje zadanie, Panie i Nauczycielu, sprowadza się właściwie do tego jednego przypomnienia: Miłujcie się, jak Ja was umiłowałem. To takie trudne dla nas, Panie. Tego światu najbardziej dziś potrzeba. To jedyna rzecz, którą warto, którą trzeba zaczynać wciąż na nowo.

Matko Odkupiciela, z niewiast najsławniejsza, racz podźwignąć prosimy lud upadający, w grzechach swych uwikłany, ale powstać z nich pragnący (z Antyfony). Amen.

(tekst nieautoryzowany)